wtorek, 29 września 2009

Jedziemy!

Kandydat nr 1 „ma już wszystko połapane”, a przynajmniej tak twierdzi:). A zatem jedziemy!
Tylko obrączkę trzeba skądś wytrzasnąć, ponieważ już wkrótce będę mężatką (to by się mama ucieszyła, heh). Znajomy mnie oświecił, że nie ma takiej opcji, że NIE jesteśmy małżeństwem, to się po prostu nie mieści w arabskich widełkach światopoglądowych. Być może obyczajowość tamtejsza się nieco zliberalizowała od czasu jego ostatniej wizyty w Syrii, ale lepiej chuchać na zimne. Nie ma co ryzykować ukamienowania tudzież innych równie ciekawych atrakcji (spokojnie, to tylko takie Strachy na Lachy).
Do tego zgodnie z rekomendacją przewodników, mam zamiar cierpliwie znosić liczne zapytania o potomstwo, wznosząc przy tym oczy ku niebu i wzdychając: In’Sh’Allah! (czyli: Jak Bóg da!). Rodzina dla Arabów jest najważniejsza, a jej liczebność stanowi niesłychany powód do dumy. Nasze nuklearne mini-rodzinki też się nie mieszczą w widełkach. Arabowie mają rację, nie ma to jak kapitał ludzki. A zatem idźcie i rozmnażajcie się, bo z naszym pragmatyczno-egoistycznym podejściem daleko nie zajedziemy w naszym społeczeństwie. I jak tak dalej pójdzie, to za czas jakiś Polska będzie arabska, a tego byśmy nie chcieli, prawda? No już przeciwników strzelania do kaczek to na pewno krew by zalała na myśl o takim scenario:)
No to zaczęło się od obrączek, a skończyło na prawicy…chyba naprawdę muszę już wyjechać.

niedziela, 27 września 2009

Tydzień przed wyjazdem

No i masz babo placek. Niecały tydzień do wylotu, a ja wciąż nie wiem, kto będzie mi towarzyszył. Kandydat nr 1 (pozdrawiamy:) w zawieszeniu - nie wie, czy go z pracy jednak puszczą. Huśtam się nastrojowo (istna emocjonalna sinusoida), ale powoli staram się nastawić na ewentualność samotnej podróży autobusem ze Stambułu do Aleppo. Tam być może spotkam się z Kandydatem nr 2. Oooooby.