niedziela, 13 listopada 2016

Rowerem po Gozo

Mam taki dziki plan, by po Malcie porowerować. A konkretnie na sąsiedniej wyspie Gozo, z nadzieją na spokojniejszy ruch i mniejsze szaleństwo lokalnych kierowców. Plan, zdradzony podczas wieczornej konwersacji w hostelu, staje się wspólnym planem, moim i kolegi Irańczyka. Dobrze, że Azjatka zrezygnowała, zmiotłoby z roweru takiego Liliputa ;) Tytułem wstępu może jeszcze słów kilka na temat solo travellingu. To mój pierwszy, ale o dziwo! Jakoś nie jestem sama. Każda z dziewczyn w moim pokoju przyjechała bez towarzystwa. Włoszka imprezuje, Niemka namiętnie chadza na wszystkie free walking tours w miastach, które odwiedza, a Koreanka, co by tu powiedzieć...hmmm...smaruje chleb dżemem, a na to kładzie szynkę i ser :P Niektóre to tutaj prawie rezydentki. Zaletą tego całego wielokulturowego kociołka jest to, że w jednej chwili masz towarzystwo na rower :)

Ja i góral. Nieudany mariaż. W porównaniu z moim ukochanym rowerem, którym przemieszczam się dostojnie. Cholernie niewygodny, garbi się człowiek, jak jakiś....kolarz. Okrucieństwo. Nie wiem, jak można tak jeździć? !


Nasz cel - zatoka:


A konkretnie: Azure Window, najbardziej znana, naturalna atrakcja Gozo:


To tu kręcono Grę o Tron. Na wszystkich wyspach zresztą. I...Troję, Hrabiego Monte Christo, Kapitana Philipsa, Gladiatora, Monachium i wiele, wiele innych. Malutka Malta jest ogromniaszczym planem filmowym, producenci ustawiają się w kolejce, a często goszczą tu celebryci. Ja nie widziałam ;) Wczoraj w Paceville przechodząc obok straszliwego tłumu, przez chwilę pomyślałam, że może ktoś sławny, ale to tylko kolejka po alkohol :P 


Azure Window jest dość oblegana: 



I moja ulubiona: Fungus Rock. To na tej skale Kawalerowie odkryli Grzybek maltański, niezwykle rzadko występującą roślinę. Z grzybka przygotowywano leczące różne choroby medykamenty. Był tak cenny, że zakon postawił straż i zainstalował gondolkę będącą jedyną możliwą drogą ku roślinnemu skarbowi. Przyłapany na kradzieży śmiałek na 3 lata trafiał do paki. Albo na galery, choć nie wiem, czy miał wybór :



Widok z Cytadeli:

No i kogóż to nie mogło zabraknąć? JP II :)

Wracam do hostelu zmęczona jak...kolarz. Spalin się nawdychałam, jazdę po lewej stronie, w lokalnym ruchu ulicznym poćwiczyłam, ale przeżyłam.

Łowienie obiadu w Marsaxlokk

Trzy dni zabytki zwiedzałam, zmęczyłam się. Dziś jadę na seafood do Marsaxlokk, głównego portu rybackiego na Malcie. Spokojna miejscowość, więc będzie chill i out. Zrelacjonować chill out jest dość ciężko ;)

Marsaxlokk słynie z targu rybnego (dla chętnych, ja tam nie lubię zdechłych surowych ryb oglądać :) i z łodzi. Zabawne, ktoś kiedyś wymyślił, że zaczną malować łodzie w kolorowe paski i wszyscy przyjeżdżają tłumnie je oglądać;) I seafood wcinać.





Tak se siedzimy z wędkarzem i nic nie robimy. Tzn. ja nic nie robię, wędkarz łowi ryby na kolację. Ja mu jedynie kibicuję.




Słabość do kolorów przeniknęła również do architektury:



Niektórzy mają również słabość do pluszaków:


piątek, 11 listopada 2016

(W)łażąc tu i tam

Dziś dzień leniuchowania. Po 2 dniach intensywnego jeżdżenia ogłaszam czwartek dniem nicniemuszenia. Po stolicy se bez celu połażę, ot co. W końcu zobaczę ją za dnia. Muszę sobie tylko wbić do głowy, żeby się nie spieszyć, w końcu jakby nie było na wakacjach jestem.
A oto 'moja' zatoka - tu mieszkam, przy Balluta Bay, stąd standardowo wszystkie drogi prowadzą do Valletty.


Malta to bardzo bogobojny kraj. 97% to katolicy, ponad 50% deklaruje się jako 'wierzący praktykujący'. Mówi się, że kościołów na Malcie jest 365, na każdy dzień w roku. To nieprawda, jest ich ponad 400, co jest naprawdę dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców - jakieś 400 tysięcy.... W maltańskich miastach świątków jak mrówków. Albo takie małe nad każdym drzwiami....


Albo większe, na narożnikach ulic. Niektóre robią naprawdę wrażenie.



Są też świątki a la Banksy:


Mówi się, że Malta to wyspa pocałowana przez słońce. Z tym właśnie powiedzeniem kojarzy mi się piaskowa architektura. Mocno do tego balkonikowa.



Spaceruję dalej...Pałac Wielkiego Mistrza udostępnia zwiedzającym jedynie zbrojownię. Zbrojownia jak zbrojownia, atrakcyjna głównie dla miłośników XVII-wiecznych militariów. Wgapiam się w broń białą, tak że w końcu odróżniam rapier od innych szpad. Nie pytajcie mnie, na czym polega różnica, nie potrafię tego wytłumaczyć. Rapier służy bardziej do dźgania niż do cięcia. O.



Docieram również do jednego z bardziej mnie interesujących obiektów: Sacra Infirmeria. Interesujący jest głównie dla lekarzy, farmaceutów i hipochondryków :) To tu bracia szpitalnicy założyli największy w Europie szpital, w którym leczyli wszystkich, i bogatych, i biednych (ponad 600 łóżek). Miejsce było również Oknem Życia. Bracia, w tym sam Wielki Mistrz, w obowiązkach mieli również usługiwanie chorym. A chorzy na maltańskim wikcie mieli tu, w przeciwieństwie do polskich szpitali, rewelacyjne żarcie: kurczęta, wołowinę, gołębie, słodycze i wino, wyobraźcie sobie. Nie wiem tylko, czy ta scenka poniżej to bardziej lewatywa czy bardziej zastrzyk w tyłek ;)



Pracowali tu również najlepiej wyszkoleni lekarze. Nie znano wówczas takiej dziedziny jak anestezjologia, więc tym lepszy był chirurg, im szybciej przeprowadzał operację. Taki doktor Grima na przykład, potrafił wyciągać kamienie z woreczka w 2 i pół minuty.


Malta kontynuowała zresztą swoje medyczne tradycje nawet w XX wieku - w trakcie I woiny światowej nazwana została "pielęgniarką Europy" - leczeni byli tutaj ranni różnej narodowości.To tyle na dziś. Na koniec zagadka - zdjęcie z cyklu: "znajdź namalowane statki" albo "znajdź kota" :).





czwartek, 10 listopada 2016

Valletta zdobyta

Pogoda na Malcie dziś jak w Bollywood: Czasem słońce, czasem deszcz. Na szczęście to przelotne opady, czyli na przeczekanie. O 17-tej zabukowałam się na wycieczkę po Valletcie z przewodnikiem, chcąc mieć zatem nie skażony samodzielnym zwiedzaniem stolicy umysł ruszam na podbój sąsiadującego z Valettą Trójmiasta. Zdobyć udaje mi się fort Angelo. Z dziką fascynacją oglądam filmiki z historią Malty. Turystów jak na lekarstwo, więc sama se na fenickiej łodzi siedząc, sama se jestem sterem i okrętem.


Fort Angelo to fort nie byle jaki. Kluczowym momentem w historii Malty było tzw. Wielkie Oblężenie. Otóż Maltę najechali Turcy w 1565 roku. Turcy wystawili potężną reprezentację, której przewodził Generał Dragut. Po stronie drużyny gospodarzy Kawalerowie Maltańscy, której kapitanem był Wielki Mistrz Jean Parisot de la Vallette. Planowane przez Turków oblężenie zamiast 3 dni trwało 3 miesiące, a wg słów Paszy Mustafy: "Skoro syn (Fort Elmo) kosztował nas tak wiele, jaką cenę przyjdzie nam zapłacić za ojca?" (Fort Angelo). Fort Angelo okazał się nie do zdobycia, a Turcy pokonani zeszli z boiska. Kawalerowie Maltańscy, którzy kręcili początkowo nosem na tę wyspiarską miejscówkę, na której nic nie ma, docenili strategiczne walory Malty i rozpoczęli deweloperkę.

Fort Angelo:

Widok na zatoczkę:

Titan. Ktokolwiek nadał mu tę nazwę lubi igrać z losem ;) 

Dachowiec arystokrata, po patrycjuszowsku się na plebejuszķę wypiął :P



Uliczkami Senglea:


Popołudniowy spacer z przewodnikiem po stolicy to absolutny hit sezonu. Valletta sama w sobie to cacuszko, jednak żadne samodzielne wałęsanie, pereł baroku podziwianie, nie zastąpi tego, co dla mnie naj naj i naj: historii i opowieści.  Nie zdradzam wiele, musicie sami przyjechać :P
Nadmienię tylko, że rycerze św. Jana, po tym, gdy zniknął odwieczny wróg, czyli Turcy i inni niewierni, a nowych krucjat nie było, zaczęli się nieco nudzić. Tym samym zakon w XVIII w. mocno podupadł pod względem...hmmmm... moralnym. Panowie nie stronili od hazardu, burd i kobiet. Ostatnie organizowali sobie w dosyć zmyślny sposób. Upatrzywszy sobie chętną wybrankę, organizował taki rycerz swej lubej marionetkę-męża i dom, który odwiedzał w trakcie mężowskiej nieobecności. Męża oczywiście nie było kiedy rycerzowi pasowało. Tym samym maltańskie kobiety znane były jako "mające dwóch mężów".
Kobietom z wyższych sfer to z kolei raczej to nie groziło, ponieważ, najzwyczajniej w świecie, nie wolno było im wychodzić z pałaców. Prawie jak zamknięte w wieżach, jak babcię kocham...
To tyle na dziś, sahha!

wtorek, 8 listopada 2016

Malta a sprawa polska

Malta jako kolejna destynacja nie jest fiksacją ani celową aranżacją. Wykluła się z potrzeby chwili, zawichrowań losu i zbiegu okoliczności. Chwila wymagała szybkiej decyzji co do wakacji w pojedynkę i we względnym ciepełku.
A szukając analogii z cyklu słoń a sprawa polska, to co łączy, dość bezpośrednio, Poznań i Maltę? Ryanair! Linii wprawdzie nie polecam jakoś specjalnie, ale 3h lotu warte jest poświęcenia, po to by wylądować w przyjemnie odmiennym otoczeniu, gdzie turysta wiedzie sobie dość beztroskie i łatwe pod kątem podróżniczym życie. Mieszkańcy rzekomo takoż, w rankingach szczęśliwości plasując się, tuż za Duńczykami i Szwajcarami, na wysokim miejscu.
Dodatkowym elementem łączącym Poznań z Maltą jest zakon, i to nie byle jaki, ale znany swego czasu w całej Europie rycerski zakon Kawalerów Maltańskich. No bo skąd Komandoria i Malta? Od braci szpitalników właśnie. Ci z fundacji Mieszka Starego założyli w Poznaniu szpital dla pielgrzymów, a wprawne oko na uroczym kościółku w pobliżu ronda Śródka zauważy ośmioramienny krzyż maltański, symbol zakonu. Architekturą świątynia odbiega wprawdzie od tej na Malcie, ale idea przyświeca ta sama - opieka nad chorymi i nad pielgrzymującymi. No to jako przeziębiona turystka jestem chyba we właściwym miejscu.
No właśnie, sokół malański. Czyli roczny czynsz (sztuk:2) za wyspę podarowaną zakonowi przez króla Hiszpanii. Chyba niski ten czynsz ;)



Taki fast food, o.

Uliczkami Mdiny, czyli prawie jak u Arabów


Jakoś tak niegroźnie wygląda ;)


Można kołat(k)ą zakołatać...

A można też kupić...

Uliczkami Mdiny cd.

Boszsz, tu też mają zasięg!

A żona monitoruje 24h :)