piątek, 31 sierpnia 2012

Sto lat!

Dziś Dzień Bloga.
Mojemu blogowi zatem należy się wpis jak przysłowiowemu psu zupa. Dwa tygodnie z haczykiem do wyjazdu, a z przygotowaniami jestem w czarnej d.upie, równie przysłowiowej.

Pasek z ukrytym schowkiem na kasę dziś zakupiłam. O. Stary się już zużył, więc chyba już jestem backpackerską weteranką, skoro zaczynam w-y-m-i-e-n-i-a-ć sprzęt. Yes, yes, yes!

Pani w sklepie pokazała mi money belt z krótkim schowkiem na banknoty, ale co ja bym zrobiła z takim mizernym schowkiem? Góra cztery papierki by się tam zmieściły. A w Uzbekistanie bankomaty działają na słowo honoru. Ponoć dzieciaki gumą do żucia otwory zatykają. To ci bankowość dopiero, post-Soviet version hi-tech :D

Jak każe tradycja, przed wyjazdem przeziębienie zaliczyć mus. Smarkata, kichata, w chacie uziemiona, przynajmniej będzie czas w sieci poszperać, jakiś hotel na pierwszy nocleg zarezerwować, pobratać się z taszkienckimi salseros, kizomberos, tangeros, couchsurferos i whateveros :)

2 komentarze: