Po 9h podniebnych podrozy o 4 rano kladziemy sie spac w hotelu Grand Tashkent. Grand to to nie jest, ale o 3 nad ranem nie ma co wybrzydzac, choc na 25 dolcow od osoby, czyli najwyzsza cene jaka zdarzylo mi sie placic w moim backpackerskim zyciu, wolalabym nie czuc zapachu fajek zasypiajac :)
Rano zmykamy z tego drogiego miasta do Samarkandy. 5h w autobusie owocuje znajomoscia z 19-letnim studentem prawa (czysto platoniczna zaznaczam, bez glupich komentarzy prosze) i pierwszymi obserwacjami tutejszego niegdysiejszego Homo Sowieticusa. Zlote zeby wciaz w modzie, bez dwoch zdan. Na pierwszy rzut oka jacys smutni tu ludzie, w porownaniu z wesolkami Gruzinami to jak temperament latin vs. Scandinavian ;)
A w hostelu w Samarkandzie przemily pan nawet wstawia nam dodatkowe lozko, raczy welcome tea i w ogole jest nieslychanie elastyczny. Rozbawiam go zreszta swoim nieslychanym mixem Russian English, gdy, zalamana predkoscia neta w recepcji, probuje podpytac o kafejke: "Is it dalieko? :D Nie musze sie zreszta w sumie wysilac, bo Doris nadawajet po ruskiemu jak katarynka, wiec jakby co tlumaczenie jest.
Dopadlam zatem kafejki gdzie w towarzystwie 10-latkow probuje sie skupic, zeby napisac cos elokwentnego ;) Wesele dzis widzialysmy, na 1000 osob, 3 pary sobie slubowaly. O. to dopiero impreza, cala Samarkanda ja slyszy, co najmniej jakby jakas turecka kapela zawitala do miasta na koncert.
Nasz hostel ;) |
meldujemsia iz Poznani i pazdrawlaju...katarynkę :-)
OdpowiedzUsuńa kto pazdrawlajet? katarynka budziet ciekawa :)
Usuńpazdrawlajem i kibicujem iz Poznani: Asia i Daniel :-)
UsuńEHEHEHEEH, alem sie usmiała siorka :P czytam dalej, buziaaaaki
OdpowiedzUsuń