Marszrutka do Kazbegi - DHL tez nia jedzie:
Roboty polowe:
Moja fascynacja gruzinskimi plotami:
Tsminda Sameba:
Kilka dni temu na Kazbeku zginelo 3 Polakow, studentow -podobno zdobyli szczyt i zgubili sie po drodze. Znaleziono tylko jedno cialo. (...)
niedziela, 29 września 2013
czwartek, 26 września 2013
KGB is still watching....
KGB is still watching... taka nazwe ma jedna z kafejek na tbiliskim deptaku :)
A tu mala fotorelacja z dzisiejszego szwendania sie po stolicy Gruzji.
Najwyrazniej architekci miejscy maja slabosc do sztuki a la sci-fi...dzis natknelysmy sie na ludzi protestujacych przeciwko powstaniu nowego budynbku na Alei Rustaweli. protestuja, bo projekt jest brzydki, a do tego udaje, ze ma cos wspolnego ze sztuka, a tak naprawde chodzi o kase :)
A tu mala fotorelacja z dzisiejszego szwendania sie po stolicy Gruzji.
Najwyrazniej architekci miejscy maja slabosc do sztuki a la sci-fi...dzis natknelysmy sie na ludzi protestujacych przeciwko powstaniu nowego budynbku na Alei Rustaweli. protestuja, bo projekt jest brzydki, a do tego udaje, ze ma cos wspolnego ze sztuka, a tak naprawde chodzi o kase :)
Urzad Miasta |
Tu bedzie Museum of Modern Arts |
Kibelek w wesolym miasteczku |
Drzewo-fontanna (Gruzini znaja sie na rzezbach i na fontannach, o tak!) |
Widok z twierdzy Narikala |
środa, 25 września 2013
Zbuntowana Abchazja
Niesprzyjajaca pogodowa aura wygania nas z Mestii, uciekamy wiec do Abchazji. Zbuntowana republika gruzinska, bedaca protektoratem rosyjskim, w 1993 r. wywalczyla sobie niepodleglosc, dosc krwawo zreszta. Uznawana jako panstwowosc tylko przez kilka krajow na swiecie, w tym Rosje, Wenezuele i kilka panstewek, o ktorych w zyciu nie slyszalam :). Stosunki z Gruzja napiete do dzis, Gruzja wciaz marzy, by abchaskie wybrzeze wrocilo do macierzy.
Rano mamy prikaz od naszej gospodyni w hostelu (Gruzinki z Abchazji, ktora 20 let temu musiala tam dom zostawic i przeniesc do gruzinskiego miasta przy granicy), by prosto po przejsciu granicy nie petac sie, tylko od razu w autobus i do stolicy. Zlodziei nie brakuje, wiec losu lepiej nie kusic.
Po gruzinskiej stronie rzezba- pistolet skierowany w kierunku Abchazji, z zawiazana na supel lufa. To chyba dobry znak ;)
Po abchaskiej stronie granicy strzeze rosyjski "korpus pokojowy". Pakujemy sie do autobusu i ruszamy. Po drodze dziadek wspomina, jak Gruzini i Abchazi do siebie strzelali, a my ogladamy zrujnowane, opuszczone domy, do ktorych oknami i schodami wpycha sie zdziczala winorosl. Trafilysmy idealnie w rocznice odzyskania niepodleglosci - bilbordy z zolnierzami trzymajacymi dzieci i karabiny i inne tego typu motywy ubarwiaja nieco jesienny krajobraz.
Sukhumi - stolica Abchazji - piekne wybrzeze i masa rosyjskich turystow. Rosyjski zreszta panuje tu wszedzie - dziwne - lokalsi walczyli o swoj jezyk, a teraz gawarim po ruski i tak. Bardzo powoli sie tu wszystko odbudowuje, jesli porownac z Jugoslawia, w ktorej kotlowalo sie mniej wiecej w tym samym czasie.
Zwiedzamy znajdujacy sie niedaleko Suchumi monastyr Nowyj Afon i wielkie jaskinie z tlumami Rosjan. Poza tym NIKOGO. Wydaje sie, ze tylko my i Norweg z hostelu to jedyna pozarosyjska reprezentacja :D
A potem... potem zaczyna lac - jakies 36 godzin. W trakcie deszczowej wycieczki autokarem na jezioro Ritsa wiemy juz dlaczego - to Ruscy chemikaliami oczyszczaja niebo nad Soczi, bo trzeba na czas olimpade przygotowac :)
No to se zesmy Abchazje zobaczyly :/
Zarzadzamy odwrot - i nastepnego dnia prujemy w strone granicy. Tam czeka nas male przesluchanie - najpierw Rosjanie: "Czy Gruzini was o cos pytali, jak jechalyscie w strone Abchazji?". Potem Gruzini: "Gdzie bylyscie? co widzialyscie? zdjecia robilyscie? Z kim sie spotykalyscie? Bedziecie jeszcze wracac do Abchazji?". Nic prawie nie widzialysmy, deszcz padal :D.
Rano mamy prikaz od naszej gospodyni w hostelu (Gruzinki z Abchazji, ktora 20 let temu musiala tam dom zostawic i przeniesc do gruzinskiego miasta przy granicy), by prosto po przejsciu granicy nie petac sie, tylko od razu w autobus i do stolicy. Zlodziei nie brakuje, wiec losu lepiej nie kusic.
Po gruzinskiej stronie rzezba- pistolet skierowany w kierunku Abchazji, z zawiazana na supel lufa. To chyba dobry znak ;)
Po abchaskiej stronie granicy strzeze rosyjski "korpus pokojowy". Pakujemy sie do autobusu i ruszamy. Po drodze dziadek wspomina, jak Gruzini i Abchazi do siebie strzelali, a my ogladamy zrujnowane, opuszczone domy, do ktorych oknami i schodami wpycha sie zdziczala winorosl. Trafilysmy idealnie w rocznice odzyskania niepodleglosci - bilbordy z zolnierzami trzymajacymi dzieci i karabiny i inne tego typu motywy ubarwiaja nieco jesienny krajobraz.
Sukhumi - stolica Abchazji - piekne wybrzeze i masa rosyjskich turystow. Rosyjski zreszta panuje tu wszedzie - dziwne - lokalsi walczyli o swoj jezyk, a teraz gawarim po ruski i tak. Bardzo powoli sie tu wszystko odbudowuje, jesli porownac z Jugoslawia, w ktorej kotlowalo sie mniej wiecej w tym samym czasie.
Zwiedzamy znajdujacy sie niedaleko Suchumi monastyr Nowyj Afon i wielkie jaskinie z tlumami Rosjan. Poza tym NIKOGO. Wydaje sie, ze tylko my i Norweg z hostelu to jedyna pozarosyjska reprezentacja :D
A potem... potem zaczyna lac - jakies 36 godzin. W trakcie deszczowej wycieczki autokarem na jezioro Ritsa wiemy juz dlaczego - to Ruscy chemikaliami oczyszczaja niebo nad Soczi, bo trzeba na czas olimpade przygotowac :)
No to se zesmy Abchazje zobaczyly :/
Zarzadzamy odwrot - i nastepnego dnia prujemy w strone granicy. Tam czeka nas male przesluchanie - najpierw Rosjanie: "Czy Gruzini was o cos pytali, jak jechalyscie w strone Abchazji?". Potem Gruzini: "Gdzie bylyscie? co widzialyscie? zdjecia robilyscie? Z kim sie spotykalyscie? Bedziecie jeszcze wracac do Abchazji?". Nic prawie nie widzialysmy, deszcz padal :D.
Jedyne wyraxne zdjecie, ktore zrobilam, miod abchaski :D |
niedziela, 22 września 2013
Gorskie gruzinskie stonkowanie*
Podroz do Mestii przeciaga sie niemilosiernie. Kierowca robi se godzinna przerwe na lunch z trzema piwkami (sic!). Potem juz w gorach przerwa na lawine, ktora raczyla zejsc z gory i czekamy, az kopary wszystko oczyszcza. Kopara to mi opada, gdy w po odbior wielkiej beczki, ktora juz raz zleciala z dachu (na szczescie nasze plecaki zostaly) zglasza sie 10-letni maly kierowca :D Najwyrazniej w Swanetii "biez probliema".
Nastepnego dnia sloneczna Gruzja pokazuje swoje drugie oblicze. Pada. Leje.Oberwanie chmury. Szaroburoiponuro. Troche sie przejasnia, wiec decydujemy sie na wycieczke do lodowca Chaladi. Kierowca podrzuci nas kawalek jeepem, dzieki czemu wycieczka skroci nam sie z 10 do 6 godzin - na wypadek kolejnego deszczu bedzie jak znalazl.
W drodze powrotnej z lodowca zaczynaja nas mijac tlumy wycieczek z Izraela. Zdecydowanie, zaczynamy przegrywac w tej konkurencji - dalej riebiata, nawiedzac Gruzje, w tej chwili jesli chodzi o turystyke oddalismy im palme pierwszenstwa. Po krotkiej wymianie uprzejmosci dostajemy zaproszenie na kawe z kardamonem na szlaku - i dawaj, Izraelici zaczynaja wyciagac kartusze z gazem. Okazuje sie, ze niby ze nie nie wolno, ale jednak gaz mozna zabrac samolotem, w bagazu podrecznym zreszta. Na nasze naiwne pytania jak gdzie, w jaki sposob????!!! slyszymy w odpowiedzi: "They didn't ask, we didn't tell". :P
Dzien pozniej znow pada. Wszystkie nasze ambitne trekkingowe plany biora w leb, miotamy sie nie
wiedzac, jaki plan B wybrac. Znow sie przejasnia, decydujemy sie zatem ostatecznie isc do jezior Koruldi. Marsz pod gore do krzyza widiejacego nad Mestia to istna droga krzyzowa, ale to, co na gorze wynagradza nam sowicie mozolne wdrapywanie sie. Zadne zdjecie nie jest w stanie oddac piekna tej trojwymiarowej gorskiej przestrzeni. No, moze jeszcze czwarty wymiar jest, bo wszedzie czuc krowimi plackami :). Tu juz wycieczek izraleskich nie ma, sa za to swiry, ktore biegna, zamiast mozolnie isc, tudziez polscy studenci, ktorzy (w deszczu) beda biwakowac nad bajorkami (tak tak, to wlasciwe slowo) Koruldi. W drodze powrotnej krotka przerwa w ulewie na karmienie (gruzinski chleb z polskim pasztetem) psa uwiazanego przy chacie pasterskiej, bo strasznie wyje i serce sie kraje, a nokokolo nikogo, i Boryniu w domu, i smutno. A po 3-h zejsciu w dol przyslowiowe nogi wylaza z przyslowiowej d.py. Jak wroce, sie zapisuje na silownie, ot co.
*stonkowanie - lazenie po gorach w wersji tam i z powrotem, nie mylic z Tolkienem.
wiedzac, jaki plan B wybrac. Znow sie przejasnia, decydujemy sie zatem ostatecznie isc do jezior Koruldi. Marsz pod gore do krzyza widiejacego nad Mestia to istna droga krzyzowa, ale to, co na gorze wynagradza nam sowicie mozolne wdrapywanie sie. Zadne zdjecie nie jest w stanie oddac piekna tej trojwymiarowej gorskiej przestrzeni. No, moze jeszcze czwarty wymiar jest, bo wszedzie czuc krowimi plackami :). Tu juz wycieczek izraleskich nie ma, sa za to swiry, ktore biegna, zamiast mozolnie isc, tudziez polscy studenci, ktorzy (w deszczu) beda biwakowac nad bajorkami (tak tak, to wlasciwe slowo) Koruldi. W drodze powrotnej krotka przerwa w ulewie na karmienie (gruzinski chleb z polskim pasztetem) psa uwiazanego przy chacie pasterskiej, bo strasznie wyje i serce sie kraje, a nokokolo nikogo, i Boryniu w domu, i smutno. A po 3-h zejsciu w dol przyslowiowe nogi wylaza z przyslowiowej d.py. Jak wroce, sie zapisuje na silownie, ot co.
*stonkowanie - lazenie po gorach w wersji tam i z powrotem, nie mylic z Tolkienem.
Pocztowkowo |
Dacza zrobiona z 2 (?) przyczep kempingowych |
Mestia juz jak wioska alpejska |
środa, 18 września 2013
Powrocisz tuuuuuu....- Gruzja vol. 2
No tak z ta Gruzja po prostu jest.
Mowi sie, ze najpierw przyjezdza sie tu na wakacje. Za drugim razem wraca sie, aby przezyc je na nowo, a potem juz przyjezdzasz, zeby kupic tu dom :). Cos jest chyba na rzeczy, skoro tylu Polakow tu hostele otwiera.
Wizzair uszczesliwil wszystkich tanimi polaczeniami lotniczymi Warszawa-Kutaisi, wiec oprocz nas masa krajanow wysypuje sie z samolotu. Niekorzy widac, ze spakowani w wersji kompaktowej, jedynie w gory wyskoczyc przyjechali. Plasko to tu nie jest, fakt.
Dzis Doris doswiadcza gruzinskiej formy zamawiania potraw w restauracji. Zamawiamy dwa placki, chaczapuri imeruli z serem i kubdari z miesem mielonym. Zamowieniu towrzyszy zdziwiony wzrok kelnera: "To wszystko?". No tak. Tu sie zamawia potrawy nie dla siebie, w wersji europejskiej (Doris-Imreuli, ja-kubdari), ale WSPOLNIE - kelner przynosi 2 male talerzyki i goscie maja sie dzielic tym, co na stol wjechalo. Na stol wjechaly dwa wielke mlynskie kola plackowe. Zamowiona dodatkowo gruzinska salatka ma nas dobic i zrobic z nas dwie wielkie toczace sie kulki. Ale udaje nam sie wydobyc od kelnera sekret - ten ciekawy smak pokrojone ogorki i pomidory zyskuja dzieki kolendrze oraz pascie z orzechow zmiksowanych z octem winnym.
Jutro ruszamy do Mestii. Fotki zrobilam sztuk dwie, wiec na razie nie ma co wrzucac :)
Mowi sie, ze najpierw przyjezdza sie tu na wakacje. Za drugim razem wraca sie, aby przezyc je na nowo, a potem juz przyjezdzasz, zeby kupic tu dom :). Cos jest chyba na rzeczy, skoro tylu Polakow tu hostele otwiera.
Wizzair uszczesliwil wszystkich tanimi polaczeniami lotniczymi Warszawa-Kutaisi, wiec oprocz nas masa krajanow wysypuje sie z samolotu. Niekorzy widac, ze spakowani w wersji kompaktowej, jedynie w gory wyskoczyc przyjechali. Plasko to tu nie jest, fakt.
Dzis Doris doswiadcza gruzinskiej formy zamawiania potraw w restauracji. Zamawiamy dwa placki, chaczapuri imeruli z serem i kubdari z miesem mielonym. Zamowieniu towrzyszy zdziwiony wzrok kelnera: "To wszystko?". No tak. Tu sie zamawia potrawy nie dla siebie, w wersji europejskiej (Doris-Imreuli, ja-kubdari), ale WSPOLNIE - kelner przynosi 2 male talerzyki i goscie maja sie dzielic tym, co na stol wjechalo. Na stol wjechaly dwa wielke mlynskie kola plackowe. Zamowiona dodatkowo gruzinska salatka ma nas dobic i zrobic z nas dwie wielkie toczace sie kulki. Ale udaje nam sie wydobyc od kelnera sekret - ten ciekawy smak pokrojone ogorki i pomidory zyskuja dzieki kolendrze oraz pascie z orzechow zmiksowanych z octem winnym.
Jutro ruszamy do Mestii. Fotki zrobilam sztuk dwie, wiec na razie nie ma co wrzucac :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)