piątek, 21 września 2012

Szlakiem z Samarkandy do Buchary

Nie wielbladem wprawdzie, ale autobusem, dosc siermieznym zreszta. Odprawiamy taksiarzy, bo zdzieraja jak Indianie skalpy i pakujemy sie do autobusa, ktorego kierowca twierdzi, ze odjezdza za pol godziny.

No i masz, mija godzina, odjezdza daleko bardziej wiarygodny autobus za nami, mija druga godzina, kolejny luksusowy bus rusza,  my stoimy, kierowca probuje nagonic kolejnych pasazerow. Nasze grozby, ze przesiadamy sie do taxi, okazuja sie nie robic na nim zadnego wrazenia ;). W koncu ruszamy, po czym wtarabania sie jeszcze rodzinka z dwoma blizniaczymi bobasami. Doris wtryniony zostaje bobas nr 1 w rozowej haftowanej firance, wiec ciocia Dorota trzyma i buja, ciocia Ania zabawia rozmowa i robieniem z siebie pajaca (zeby tylko nie plakalo!) a ciocia Malwina ma ubaw po pachy.

I tak mija podroz prawie 4h, po czym w jakims miescie kaza przesiadac sie do malenkiej marszrutki w polowie zapakowanej jakas kontrabanda. Po malej awanturze i naszych glosno artykulowanych watpliwosciach co do prawdomownosci kierowcy odnosnie calej logistyki wyjazdu udaje nam sie wydebic troche wiecej miejsca niz sie poczatkowo wydawalo.

Mi sie trafia podroz z przodu, z kierowca jadacym niczym tropiciel wezy i zagadujacym o wiek, ile dzieci, gdzie pracuje maz i jakie auto posiadam w Polsze. Daje upust swojej bogatej wybrazni, ktora jest niczym w porowaniu z 6 potomkami mojego rozmowcy i jego marzeniami o kolejnych trzech. Jak dorzuci dwie sztuki to wyjdzie druzyna pilkarska.

Moi drodzy, demograficznie jestesmy w odwrocie :D. No to dalej, do roboty! :D



5 komentarzy:

  1. staram sie jak moge ale do druzyny pilkarskiej nie dam rady dobic :-) pozdro z Rakietnicy

    OdpowiedzUsuń
  2. Trochę na Mieszku poćwiczyłaś i od razu wiedziałaś, że najważniejsze to... żeby tylko nie płakało...:)

    OdpowiedzUsuń