piątek, 20 marca 2015

Miło było, ale się skończyło

No właśnie. Wszystko co dobre kiedyś się kończy. Całkiem sympatyczne to Maroko, wbrew wszystkim tym strasznym opowieściom i stereotypom. Kraj pomocnych, uśmiechniętych ludzi (za darmo), osiołków, owiec i marokańskiej whisky*. Dobre żarcie, tanie spanie, niedrogi transport, czegóż więcej trzeba?
Jedyne złe, co nas spotkało to przeziębienie i deszcz.

Dziś nocujemy w hostelu w medynie na polskim piętrze. Bracia Polacy czajnik użyczyli. To Maroko tak wpływa na ludzi. Pewnie gdy wrócę, będę w Poz każdego cudzoziemca zaczepiać i krzyczeć: Welcome to Poland! ;)

* herbata z miętą :)

Zagraj to jeszcze raz, Sam

Jesteśmy w Casa, jak mawiają lokalsi. Na pół dnia wprawdzie tylko, ale objazdówka tramwajem i autobusem miejskim to lepsza opcja niż objazd autokarem Itaki. I za lepszą cenę ;)




Dla tych, co nie wiedzą: Casablanca z Humphreyem Bogartem NIE była kręcona w Casablance!
A dla speed backpackersów takich jak my, oprócz lansu pt. "Byłam w Casablance" nic takiego tu nie ma. Nowoczesne miasto biznesu. Meczet Hasana II to nasz Główny Cel zatem. Składa się z samych Naj.
Jest to Największy Meczet na świecie, do którego niewierni mogą wleźć. Pozostałe dwa, sorry...W części znajduje się pod nim ocean, a w środku takie bajery jak ogrzewana podłoga i rozsuwany, przepysznie zdobiony dach. Jak siedzi w nim 25 000 wiernych to dach rozsuwają, bo klimy brak. Ale gdy pada, nie czekają, aż się zrobi basen, tylko w 3 minuty zasuwają. Tacy decyzyjni ci Marokańczycy.





Co można wrzucić na ruszt

Na głównym placu w Marrakeszu, Jemaa el Fna, sprzedawcy bez pytania zgadują, kto zacz. Polak znaczy. Hasłem przewodnim jest zatem: Magda Gessler! Rzeczona nie podejrzewa chyba, jak bardzo w Maroku znana z niej persona. Myślę jednak, że nawet ona nie pogardziłaby takimi kalmarami z Casablanki.


Niekoniecznie może jednak spróbowałaby kiełbasek w bułce z ulicznego stoiska. O ile się zdążyłam zorientować przy pomocy wyrazów dźwiękonaśladowczych, (meeeee, petite) kiełbaski czerwonego koloru są z jagnięciny. Od razu wiedziałam, że niedobre.


Kiełbaski

A te poniżej ulepki to słodkie razy 10. Dla smakoszy ulepków wyłącznie.


środa, 18 marca 2015

Meknes by ladies

Meknes by ladies, gdyż zostawiamy przeziębionego Wojtka w hotelu, a same ruszamy na miasto.
Meknes jest również miastem sułtańskim, niestety wszystkie pałace pozamykane dla publiki. Podobnie jak pałac królewski, królewskie pola golfowe takoż wysokim murem otoczone. Znów udaje nam się zapętlić, gdy próbujemy tym razem obejść monarsze dobra. Po lewej stronie mamy więc mur, a za nim, jak podejrzewamy, śmierdzące bogactwo, a po prawej, i tu nie podejrzewamy, ale czujemy nosem, śmierdzącą biedę. W sumie może nie ma co narzekać, Mohamed VI uważany jest za oświeconego monarchę, który stara się poprawić sytuację kobiet. Zakazał małżeństw poligamicznych, a kobiety po rozwodzie również mają prawo do opieki nad dzieci. Żonę, inżyniera informatyka, król poznał zresztą ponoć wizytując jedno z przedsiębiorstw w Fezie.

Niestety, ku naszemu ogromnemu żalowi, Doris w szczególności, nie udaje się nam zwiedzić stadniny koni arabskich. Decyzją dyrekcji zwiedzanie jest zabronione. Zamiast tego idziemy się pogapić na owce pasące się na skwerku w środku miasta i na studentów na największym uniwersytecie. Studenci też się na nas gapią, owce, wprost przeciwnie, raczej nas zlewają.

A teraz kilka didaskaliów do fotek. Poniżej ta góra glinianych naczyń to tadżiny. Gotuje się w nim danie zwane tadżinem - warzywa z mięsem, sos z mięsem,  cokolwiek się nawinie. Stawia się toto na ogniu i na taki naczyniu ze stożkiem się ta pychota gotuje.



A tu typowa herbaciarnia. Bywalcami są wyłącznie panowie, którzy siedzą nie twarzą do siebie, ale do ulicy. Jak w kinie. Siedzą, obserwują, komentują. Jak to faceci.


Jeśli jesteś nawalony, a taxi są niebieskie, to jesteś w Meknes. W Marrakeszu żółte, a Fez poznasz po czerwonych taksówkach. Są to tzw. shared taxi, czyli służą jako transport miejski z ustaloną stawką po mieście za jedno miejsce. Wyrzuca cię kierowca gdzieś tam mniej więcej. Co mnie bardzo dziwi, nie możemy zapakować się tam w czwórkę, tylko dzielimy naszą 4-os ekipę na pół i jedziemy dwoma autami. Co jest o tyle dziwniejsze, że na podróże shared taxi na długie dystanse pomiędzy miastami pakujemy się w czwórkę na tylnim siedzeniu, gdyż azaliż taxi jest przewidziana na 6 pasażerów plus kierowca. I tak se jedziemy jak śledzie w beczce. Dosłownie, bo tak się podobno nazywa ta marka Mercedesa, o czym, jak typowa baba, nie miałam bladego pojęcia. Podróże jednak kształcą, co nie?


wtorek, 17 marca 2015

Marokańskie myśli nieuczesane

Myśli nieuczesane czyli wrażenia.
W Maroku jest miło. RYLI. Bo bałam się, że komercha, excuse me, madam i one photo one dollar. Nie ma tego. A przynajmniej nie za dużo. Podobno marokańskie władze zrobiły ocenę ryzyka reputacyjnego i postarały się je odpowiednio zmitygować :D Naciągaczy pogoniono i jest kulturalnie i miło. Można se normalnie po ludzku pogadać. Po ludzku albo po francusku.
Naganiacze są oczywiście. Jeden nawet przypomina mi dość mocno niemieckiego owczarka. Owczarek łapie nas na taxi, niby coś tam mętnie załatwia, ale jednocześnie nie pozwala się ruszyć w poszukiwaniu innych opcji, zagania do stada i do tego szczeka na inne owczarki ;)
A francuski...cóż, angielski można między bajki włożyć. Mało użyteczny. Taki francuski znasz i już jesteś ustawiony w Maroku. Frankofile jacyś, pod wpływem języka, kuchni, a nawet architektury, bo francuskie wioski alpejskie po drodze do Fez widzieliśmy.




Fez-cynująco

Dziś poniedziałek, więc jesteśmy w Fezie. Śpimy w tzw. Ville nouvelle i jest to strzał w dziesiątkę. Nowsza, zamieszkana przez lokalsów część i ani grama turysty. W Maroku można spać albo w nowym mieście, albo w starej, pochodzącej ze średniowiecza, tłumnie zamieszkanej przez turystów medynie. Nam się w naszej jednak bardzo podoba. Jesteśmy oczywiście obserwowani- rano, gdy łażę sobie po okolicy czekając, aż reszta ekipy przetrze oczęta, zatroskany właściciel kawiarni w okolicy pyta, czy szukam swoich przyjaciół. Hmmmm, nie sądziłam, że wyglądam jak biedna, zagubiona kobietka z Polski, staram się raczej wyglądać jak pewny siebie pitbull. Pewnie mi nie wychodzi ;)
Fez to niezwykłe doświadczenie. Medyna to ogromny obszar i niezły survival. Ktoś ma ochotę na ćwiczenia na orientację, spacer po olbrzymim labiryncie i grę miejską pt. Znajdź targ z henną? Polecam, po pierwszych 2,3 h udało nam się wyjść w tym samym miejscu, w którym weszliśmy, nie docierając do celu. I jeszcze raz, od nowa. W życiu czegoś takiego nie widziałam, a z niejednego pieca na obcej ziemi chleb jadłam [puszy się]

Kiecki weselne

Lektyki weselne

poniedziałek, 16 marca 2015

In the middle of nowhere

W drodze do wodospadów Ouzoud adoptujemy Niemkę. Dziewczę pracuje dla organizacji pozarządowej i ma tydzień wolnego. Bardzo sobie chwali - mieszka u marokańskiej rodziny, która też ją zaadoptowała - o zmroku jej z domu nie wypuszcza.
Droga na wodospady jak Krupówki - tyle że na Krupówkach małpek nie ma. Chyba. A przynajmniej nie w takiej liczbie. I tylu turystów niemieckich.
Szukamy transportu na dalszą drogę i szczęście nam sprzyja, ruszamy ściśnięci jak szprotki w grands taxi serpentynami przez góry Atlasu Średniego.
Bani Mallal. Miasto, którego nie ma w przewodnikach. Musimy u zamocować, aby skrócić sobie drogę do Fezu następnego dnia. Warto być w mieście mało atrakcyjnym dla turystów. Takie miejsce to autentyk. Dziś dowiadujemy się, że jesteśmy tu bezpieczni pod obserwacją ogółu- tu każdy jest świadkiem. No i mamy się wystrzegać złych ludzi. Po czym poznać złych ludzi? Po twarzy ;)


piątek, 13 marca 2015

Zez na Kaukaz już był, pora na Maroko

Właściwie to faktycznie będzie jedno oko na Maroko, bo czasu mało, a kraj duży i różnorodny (góry, orient, woda, pustynia, i wodospady).
No to znów "nawracam się" na islam. Z tą różnicą, że w Maroko do większości meczetów niewierni wstępu nie mają.
Obawiam się naciągactwa, oszukizmu i do turysty podejścia portfelowego ;) Kraj mocno turystyczny i skomercjalizowany, a więc po tych innych, pełnych wspaniałych ludzi i ciekawych przygód może będzie lepiej, jeśli się nastawię psychicznie na  jakieś rozczarowanie. Zawsze to lepiej rozczarować się w drugą stronę.

A więc, pętelką po Maroku. Nadzieję żywię, że uda się parę słów skrobnąć. Dosłownie, paluchem na tablecie zabranym dzieciakom Marasa (dzięki!).