Jest to dużą atrakcją dla ludzi z Zachodu - nocleg u Beduinów w pustynnym campie. Beduini to bardzo przedsiębiorczy kolesie, którzy wam świetnie zorganizują przejazd po pustyni a) jeepem b) camelem c) pieszy hiking, oczywiście za odpowiedni koszt i przy wcześniejszej rezerwacji.
My jak zwykle jedziemy bez planu (połowa naszego busa ma już w hotelu wykupione pakiety wycieczkowe) i na tak zwany spontan. W wiosce udaje nam się wynegocjować sam nocleg bez dodatkowych benefitów w postaci beduińskiej kolacji i śniadania (sorry, Mister, we are from Poland, not America), bo przecież sam nocleg na pustyni to już coś;). Beduin wyrzuca nas przy campie, gdzie oprócz nas nie ma ani żywej duszy. Optymistycznie udajemy się na spacerek wokoło obozu, ale już po chwili dociera do nas, co jest najgorsze na pustyni za dnia - muchy. Włażą wszędzie, do nosa,ust, oczu i brzęęęęęcząąąąąą. Wracamy do namiotu i przez cały dzień umieramy z gorąca, bo w namiocie jak w piecu, i pracowicie się wachlujemy. Ale wieczorem, zachód słońca i mleczna droga na rozgwieżdżonym niebie...bezcenne.
Zdjęcie: Master Card na pustyni
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz