Niedobrze mieć ksywę Zosia-Samosia. SAMA przecież muszę sprawdzić, że Krak de Chevaliers, czyli perła wśród zamków krzyżowców, nie podoba mi się tak bardzo jak inne miejsca... Zresztą humoru nie ma, bo tuż przed wejściem do zamku okazuje się, że mój wspaniały gadżeciarski scyzoryk mi zginął - niepowetowana strata:(. Poza tym na zamku dużo zorganizowanych niemieckich/hiszpańskich/i innych wycieczek, tak więc zero poczucia odosobnienia. No może oprócz pikniku na najwyższej baszcie, bo niemieckim emerytom nie chce się tu chyba wdrapywać;)
Zamków krzyżowców w Syrii bez liku, nieźle oni Arabom krwi tutaj napsuli. Mordowały się obie strony jednako, nieważne, czy pod znakiem krzyża, czy półksiężyca. Do dziś Arabowie na hasło 'crusaders' dostają drgawek.
Na znak protestu, wtarabaniamy się ostentacyjnie do małego zdezelowanego lokalnego busika, przycupniętego tuż obok wielkich luksusowych autokarów i odjeżdżamy w stronę zachodu słońca. Damaszek czeka.
Zdjęcie: Piknik na najwyższej baszcie.
Ale super miejsce na malowanko... :D
OdpowiedzUsuńPzdr,
watson
P.S.: wieści z ostatniej chwili: Zbrojownia reaktywowana - już od 24.10 ;)
no niezle by Krak wygladal caly w paintballowym graffiti :). 23.10 wracam wiec moze sie zalapie;)
OdpowiedzUsuń