Pakowałam się w ukryciu, ale chyba niewiele to dało. Pies wciąż zerka na mnie podejrzliwie.
Sporą część plecaka zajmuje apteczka – a w niej duża zawartość medykamentów pieszczotliwie określanych przez backpackersów mianem d…poblokerów :D :D :D. Nie chcę, żeby fizjologia w jakikolwiek sposób popsuła mi wyjazd. Albo klątwa albo ja!
W Poznaniu deszczowo i wietrznie, ale myśl o słocie i błocie znika powoli wobec perspektywy przyjemnego bliskowschodniego ciepełka. Też będę ciepło o was myśleć, drodzy czytelnicy, kiedy jutro o tej porze będę jechać sobie wesołym syryjskim autobusem….
dobrze, to ja jutro poprosze o esemesa z wesołego syryjskiego autobusu:)co by siostra i borys poinformowani byli jak po podrózy u naszej globtroterki...
OdpowiedzUsuńAh ile bym dał, żeby sobie pojechać takim wesołym syryjskim autobusem...Może w przyszłości, ale nie tak bliskiej.
OdpowiedzUsuńNie Anonimowy tylko niezalogowany Stachu pisze:)
OdpowiedzUsuńZłego licho nie bierze więc klątwa Ci nie straszna:))
A tak na serio to zazdroszczę wyjazdu i mam nadzieję, że będziesz nas w miarę na bieżąco informować co u Ciebie słychać i gdzie aktualnie jesteś.