niedziela, 18 września 2011

Skalne miasto - Vardzia

Wieczorem docieramy do Achalcyche, ktore bedzie nasza baza wypadowa do Vardzii. Bardzo, ale to bardzo mocno nie chcemy nocowac w post-sowieckim hotelu, ktory straszy potluczonymi szybami, a w Lonely Planet opisany jest jako 'gloomy' (ponury). Jak na zlosc jednak wszyscy, ktorych pytamy o nocleg, nas tam uparcie kieruja. W koncu poddajemy sie. Przemila starsza pani w recepcji, ale hotel faktycznie wyglada jak w ponurym horrorze z duchem Stalina w roli glownej. Ugh. Firanka tez chyba byla biala w czasach Stalina, a tapeta odchodzi calymi platami. Reklamowany przez taksiarza TV set moze i jest, ale tivi w nim niet :)

Nazajutrz budzimy sie jednak zywi, cali i zdrowi i ruszamy do skalnego miasta. Robie sie coraz bardziej rozbestwiona, bo to juz chyba moje trzecie miasto wydrazone w skalach. Alez jestem juz swiatowa, he he:). Monastyr jest, okazuje sie, wciaz zamieszkany, i jak zauwazyl kolega inzynier, mnisi prad takze maja. Po mozolnym przebijaniu sie przez wykute korytarze czekamy na dole, az pojawi sie nasza karoca zwana rowniez przez tutejszych marszrutka. Na dole mamy przy tym okazje poobserwowac grupe slowackich anarchistycznych bojowkarzy na urlopie, a takze wycieczki japonskie, izraelskie i nawet polska. Vardzia to chyba zelazny punkt w kazdym programie biura podrozy. Jako etatowe ciekawskie jajo zapytuje Polakow, jakiez to biuro organizuje takowe tripy. Czy ktos kiedys slyszal o Sygma Travel? No to wlasnie to. A ja zapytana, z jakim biurem ja podrozuje po Gruzji, juz, juz mam na koncu jezyka: Ania Travel :D.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz