wtorek, 27 września 2011

Wino, kobiety i spiew

Gdybym nie wiedziala, ze jestesmy w Gruzji to pomyslalabym, ze marszrutka wywiozla mnie do Wloch. Jestesmy w Signagi, uroczym miasteczku polozonym na wzgorzu, ktoremu prezydent nadal miano Miasta Milosci. To tutaj przyjezdzaja gruzinscy nowozency spedzac swoj miesiac miodowy:) Jakby co, polecam. Ten region, czyli Kachetia, jest zreszta kraina moze nie mlekiem i miodem, ale na pewno winem plynaca. Turystyka opiera sie tu glownie na winnicach, winobraniu, ucztowaniu, spiewach i tancach czyli raj dla smakoszy wina i wielbicieli dobrej zabawy.
Nasz gospodarz od razu organizuje nam trip do winnicy, gdzie mamy razem z dwojka innych Polakow sobie, jak mawiaja Rosjanie, 'poodychac', czyli ni mniej ni wiecej tylko odpoczywac. Coz, mi tego nie trzeba dwa razy powtarzac. Po znojnej wedrowce do wodospadow w parku narodowym Laodekhi, taka propozycja to miod na moje serce, i na zbolale miesnie innych czesci ciala.
Wywoza nas do wioski, gdzie przemila Gruzinka pokazuje nam swoja winnice, no i teraz macie, turysci, kozik do lapy, i dalej sobie winogrona zrywac do wiaderka. Strasznie zaluje, ze nie jestesmy tu w pazdzierniku, gdy rozpoczyna sie, jak opowiada nasza gospodyni, wielkie winobranie, winopicie, owcopieczenie i co tam jeszcze Gruzinom przyjdzie do glowy.
Potem podziwiamy wspanialy destylator produkujacy slynna czacze, czyli gruzinska wodke, po degustacji ktorej oczywiscie dokonujemy obligatoryjnie zakupu (rany boskie jak ja to przez granice przewioze) i dalej na gruzinska supre.
Impreza przednia, nigdy nie jadlam i nie pilam z matematyczka i chemiczka, w dodatku dyrektorka szkoly:) Babcia-matematyczka owdowiala, okazuje sie, w wieku lat 24, po czym nie wypadalo w tamtych czasach ponownie wychodzic za maz. Babcia znakomicie pelni role tamady i toasty po ruskiemu sa liczne, krasomowcze i pelne poezji. Tak wiec pijemy za milosc, za mlodych, za tych, co odeszli, za mloda gospodynie, za przyjazn polsko-gruzinska, i...dalej nie pamietam. Po spiewach, (m.in. Orly, Sokoly w wykonaniu polskim), tancach i ogromnej ilosci szaszlykow zwanych tutaj mtswadi udalo mi sie wreszcie przekonac gospodarzy, ze na nas juz pora. Po przybyciu na kwatere ok. 20-tej musze isc od razu spac, bo jestem bardzo, hmmm... zmeczona.

Okazuje sie, ze lubie winogrona z krzaka:)
Jemy, pijemy, jemy pijemy
Komu bryczke, komu?

2 komentarze:

  1. Cieszy mnie przywiezienie wina. Czemu na zdjęciach nie ma Alexa? Czy widzieliście majstersztyki architektury modernistycznej i brutalistycznej w Tbilisi?

    OdpowiedzUsuń
  2. jakiego wina Misiu? czacza, to nie wino, tylko samogon:) nie wiem czy brutalistycznej, ale widzielismy.
    PS. bo nie zasluzyl :D

    OdpowiedzUsuń