wtorek, 20 września 2011

W drodze do Swanetii

Dopadam jeszcze na szybko kafejki, bo jedziemy w gory i nie wiem, jak z netem bedzie. Generalnie kafejek nie ma tak duzo, wot, dlatego tez relacyja dosc oszczedna. Chyba wszyscy tu maja neta w domu, w kazdym razie nawet w na wiosce, w kwartirze z wychodkiem dziecie plci meskiej napitalalo namietnie w gry komputerowe:).
Rano musielismy z zalem pozegnac Batumi. Jestesmy w Zugdidi, i to jest wlasnie to, co naprawde lubie w Gruzji - nikt nie probuje mnie nabrac, naciagnac, zabrac go hotelu, w ktorym ma prowizje, nie probuje niczego opchnac, ani w zaden inny sposob nie trzeba sie pilnowac na kazdym kroku. Chlopak z marszrutki znajduje nam pana, ktory wie, gdzie jest ulica Puszkina, a tam nasza kwartira, pan nas zawozi swoja marszrutka, na Puszkina okazuje sie, ze info w przewodniku juz nieaktualne, bo Sasza umarl i juz na kwatere nie przyjmuje, kierowca zabiera nas dalej, ale strasznie przeprasza, ze tam 5 lari wiecej :) Trafiamy do inteligenckiego domu z parkietem na podlodze, ksiazkami, Panstwo podrozowali po calym swiecie, wiedza, gdzie jest Poznan i doskonale znaja historie panstw naszego regionu.
Zugdidi jest nowoczesne, na razie nie ma 'latanej i przylepianej' architektury, a przed chwileczka podszedl do mnie staruszek, z zaskoczenia pocalowal z dubeltowki w policzek, oznajmil, ze juz drugi raz sie dzis spotykamy i ze bardzo mu sie podobam:).
Marcin mowi, ze to standardowy tekst na banalny podryw. Ale ten staruszek oblatany w obowiazujacych standardach, no no.

Batumi by night

1 komentarz:

  1. BUHAHA... siora, no nie ma jak to gruzinski podryff... dziadek iscie przedni podrywacz! nie mogeee...chłe chłe :D

    OdpowiedzUsuń