piątek, 30 września 2011

Nachwamdis, Sakartvelo...

....czyli po gruzinsku: Do widzenia, Gruzjo... dzis w nocy wylatujemy do Warszawy, a ostatni dzien spedzilismy na zakupach i szwendaniu sie po miescie. Mozna powiedziec, ze pol Tbilisi mamy w nogach tudziez w malym palcu;). Zapamietam ten kraj jako pelen cieplych, honorowych i milych ludzi, strasznie przyjaznie nastawionych do Polakow.
Kilka dodatowych obserwacji: 
- jest to nieco konserwatywny kraj, jesli chodzi o obyczajowosc, Gruzinki, cytujac Gruzina, "skromnie sie prowadza". Czyt. - seks tylko po slubie. Aczkolwiek wczoraj widzialam siedzace obok siebie na laweczce dwie namietnie calujace sie pary. Byc moze byly to jakies zawody :D
- caluja sie tu nie tylko pary - gruzinskie powitanie panow to standardowy cmok! w policzek:)
- naprawde latwo sie tutaj podrozuje, jesli chodzi o logistyke - kraj niewielki, siec transportowa rozbudowana - max. czas oczekiwania na jakikolwiek transport - 15 minut. 
- czlowiek nie czuje sie tutaj jak chodzacy portfel, a do tego mozna spokojnie wylaczyc tryb z napisem 'podejrzliwosc' - tu najzwyczajniej w swiecie ludzie chca ci pomoc :)
 No to zapraszam, prosze Panstwa, do Gruzji, zanim na dobre wejdzie kapitalizm i wszystko jasny szlag trafi.

3 komentarze:

  1. ale że to już? koniec?? szybko zleciało. fajnie się z Tobą podróżowało:)no i muszę pomyśleć o Georgii!dzięki!
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zuza, to nie myśl tyle tylko jedź:)

    OdpowiedzUsuń
  3. hmm...to może za rok. w tym roku niedługo pooglądam G. z góry;)

    OdpowiedzUsuń